poniedziałek, 29 kwietnia 2013

142. RECENZJA : Bielenda, Subtelne mleczko do ciała Bawełna

Witam w to pochmurne popołudnie. W ubiegły piątek skończyłam szkołe, odebrałam świadectwo, świętowałam to wydarzenie i dzisiaj powracam do bloga. Mam w planach częstsze pisanie do Was między powtórkami do matur. A co potem? Zobaczymy jak się moje losy potoczą. Wole nie planować czegoś z góry, bo zazwyczaj i tak nic z tego nie wychodzi :))

Dzisiaj przedstawię Wam kosmetyk, który dodawany był do gazety Uroda w czerwcu zeszłego roku, o czym pisałam tutaj. Po tytule widać, że mowa będzie o mleczku do ciała w wersji zapachowej Bawełna.


Dla ciekawskich skład ściągnięty z KWC :

 Aqua (Water), Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Ethylhexyl Stearate, Cyclopentasiloxane, Caprylic / Capric Triglyceride, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-18, Glycerin, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Glyceryl Stearate, Dimethiconol, Gossypium Herbaceum (Cotton) Seed Extract, Allantoin, Sodium Hyaluronate, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer Polyacrylamide /C13-14 Isoparaffin/ Laureth-7, Propylene Glycol, Sodium Stearoyl Glutamate, Dimethicone, Citric Acid, Disodium EDTA, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Isobutylparaben, Parfum (Fragrance), Geraniol, Hydroxycitronellal, Limonene, Linalool.


I z przykrością stwierdzam, że ten kosmetyk u mnie niestety się nie sprawdził. Ale od początku :

BUTELKA
Tutaj nie mam raczej nic do zarzucenia, 250 ml produktu w dość miękkim opakowaniu, zamykanym na 'klik'  oraz dziurką, przez którą łatwo wydobyć mleczko.


ZAPACH
Co prawda nie wiem jak pachnie bawełna, ale na pewno nie tak to sobie wyobrażałam. Zapach jest jak dla mnie okropny. Nie wiem do czego go przyrównać, może jest to coś kwiatowego? W butelce pachnie bardzo intensywnie, na skórze już trochę mniej - akurat dla mnie jest to plus, bo mi nie przypadł on do gustu, ale dla kogoś kto spodziewa się długotrwałego zapachu nie będzie on odpowiedni.

DZIAŁANIE 
Totalne rozczarowanie. Producent na opakowaniu umieścił informacje, że mleczko nadaje się do skóry suchej, wrażliwej, szorstkiej, cienkiej, silnie napiętej, o obniżonej jędrności i elastyczności oraz skłonnej do podrażnień. Mleczko ma podobno za zadanie chronić i nawilżać. A tu ani jednego, ani drugiego. Nawilżenie znikome, po kilku minutach zupełnie go nie czuć, pozostaje natomiast pieczenie skóry. Odczuwałam je szczególnie po posmarowaniu ciała tuż po depilacji. 

KONSYSTENCJA/WYDAJNOŚĆ
Również na minus. Rozumiem, że jest to mleczko, ale konsystencja jest aż za bardzo wodnista i lejąca. Gdy nieumiejętnie przechylimy butelkę wyleci nam zbyt duża ilość kosmetyku. Produkt w ogóle nie jest treściwy, a by nasmarować choćby nogi należy nałożyć go sporą ilość by cokolwiek poczuć.


CENA
Jak wspominałam na poczatku, produkt dołączony był do gazety za którą razem z gratisem zapłaciłam 5,50 - a gazete tą kupiłam specjalnie dla tego produktu. Gdyby ktoś wcześniej mnie przed nim 'ostrzegł' napewno nie zdecydowałabym się na ten zakup. Tym bardziej w cenie regularnej, która wynosi około 15 zł. Gazety nie przeczytałam, a na kosmetyku się zawiodłam. Szkoda pieniędzy i mojego czasu i nerwów, które straciłam na poszukiwaniu tego zestawu we wszystkich salonikach prasowych w mieście.

PLUSY/MINUSY             
+dostępność
+ładne, estetyczne opakowanie

-działanie
-konsystencja
-cena regularna
-zapach

Na szczęście produkt ten niebawem dobije dna, a ja będę mogła sięgnąć po następny specyfik do ciała, których w moim kufrze nie brakuje :)) 


Miłego, długiego weekendu i miejmy nadzieję, że pogoda dopisze! Do następnego! :)


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

141. Zdobycze z opolskiego spotkania blogerek part. II :)

Helloł! :D Dzisiaj pokażę Wam drugą i ostatnią już część moich nowości, które nabyłam przy okazji spotkania blogerek w Opolu. Tym razem będą to gifty od sponsorów. Myślę, że wiele nie trzeba pisać - wszystko już zostało powiedziane. 

I wstyd się przyznać, ale ten post jest taką typową zapchajdziurą. Materiał na kolejne notki czeka w gotowości, tylko mi jakoś ciągle czasu brakuje. A jeśli już nadarzy się wolna chwilka to moje siły sięgają 0. No nic, mam nadzieję, że mi to wybaczycie. W końcu za 2 tygodnie matura, więc czuje się usprawiedliwiona :P


Poniżej łupy podzielone na części pierwsze :


byDziubeka

Skworcu 
(i megaaa pachnąca herbata z kawałkami m.in.buraczka!)

Flos Lek
(emulsja po opalaniu miała okazje wykazać się przy oparzeniu ... gorącą blaszką :P chcecie wiedzieć, jak się sprawdziła?)

Pilomax
(udało mi się wymienić maskę w słoiczku do jasnych włosów, na tą do ciemnych. Natomiast te w słoiczku nadal mam dwie różne - może ta do jasnych pójdzie na wymiankę? Albo zgarnie ją któraś z Was? )

Colour Alike
(dwa lakiery z najnowszej kolekcji 'W miastach' żółty to efekt wymianki- zamiast niego miałam coś okołozłotego(?) a ten obok to idealna jak dla mnie lakierowa zieleń, pokazywana ostatnio na Instagramie)

Mariza
(ostatnio się przekonałam jak świetne lakiery mają w swojej ofercie, za jakiś czas podzielę się tym z Wami :))

Pollena Ostrzeszów
(szampon w fazie testów, a olejek barwi wodę na żółto...)

Queen Helene
(zapach masełka - pierwsza klasa!)

Drogeria Natura
(już wiem, że z tuszem się nie polubimy, natomiast żel do mycia twarzy całkiem przyjemny!)


A tak w całości prezentują się wszystkie zdobycze :

Gdy przytargałam to wszystko do domu, stwierdziłam, że przez najbliższy czas nie potrzebuję kupować żadnych kosmetyk. Jednak bardzo szybko mi przeszło :P






Dajcie znać o których z tych kosmetyków chcecie przeczytać najpierw. Zapraszam Was też do głosowania w ankiecie nt. notek nie-kosmetycznych :)

Pozdrawiam i życzę miłego popołudnia :) 









niedziela, 14 kwietnia 2013

140. New in :)) zdobycz z opolskiego spotkania blogerek - part I.

Witam słoneczka! Ech, znów nie było mnie cały tydzień ;< ale już biegnę Wam to wynagrodzić! Dzisiaj pokażę Wam pierwszą część zdobyczy kosmetycznych z opolskiego spotkania blogerek, na którym miałam niewątpliwą przyjemność być w zeszłą niedzielę.


Zazwyczaj nie pokazuję Wam moich zakupów, ponieważ tuż po tym, gdy coś wpadnie w moje łapki, ląduje na dnie kufra i czeka na swoją kolej. Poza tym są to pojedyncze rzeczy, które nabywam 'przy okazji'. U mnie nie spotka się raczej mega wielkich, planowanych tygodniami zakupów i powrotów z wielkimi siatami. Tym razem było inaczej. Część z poniższych rzeczy to zakupy lub kosmetyki z wymian 'bierz co chcesz', które miały miejsce właśnie na tym spotkaniu.

Zdjęciowej relacji ze spotkania u mnie nie doświadczycie - sierota ze mnie, zapomniałam aparatu. 
Zobaczycie natomiast gifty od sponsorów (nastepnym razem) oraz to co poniżej. 

Po pierwsze zakupy, które zrobiła dla mnie Sajida w DM! Nawet nie wiecie, jaką radość mi tym sprawiła. Wysłałam jej moją małą listę must have i część z tego udało jej się dla mnie dorwać. Transakcji dobiłyśmy właśnie na spotkaniu, tak bym nie musiała płacić za wysyłkę. Co mi wpadło ? 

-Balea, Peeling do ciała z olejkiem, Indian Chai
-Balea, Krem do ciała, Indian Chai
-Balea, Pianka do ciała, Brzoskwinia
-Alverde, Peeling do ciała (nie wiem, czemu, ale ubzdurałam sobie, że on jest do twarzy - no nic, i tak go zużyje :)) Kokos i kwiat lotosu

U Kingi natomiast, udało mi się kupić moje wymarzone perfumy z Avonu. Jestem konsultantką, ale ich cena, jak na moją uczniowską kieszeń mnie przerastała. Kinga wyprzedawała całkiem nowe perfumy za 1/3 ceny, więc nie mogłam się nie skusić. Zapłaciłam za nie jedyne 35 zł. I mimo, tego że perfumki, miałam zarezerwowane już dłuugi czas, a z Kingą mieszkamy w tym samym mieście, nie udało nam się nigdy wcześniej zgadać (choć znałyśmy się) i tak oto, ich posiadaczką jestem dopiero od tygodnia.

Today Tomorrow Always FOREVER - nie wiem, co w nich mnie tak przyciąga ale są hipnotajzing.

Nuty zapachowe:
nuta głowy: różowy pieprz, zielony jaśmin, różowa piwonia
nuta serca: kwiat pomarańczy, róża, budleja
nuta bazy: drzewo sandałowe, wanilia, piżmo

Poniżej już łupy, które wpadły w moje ręce podczas wymian na spotkaniu, gdzie każda z nas wyciągnęła siaty z kosmetykami do oddania, a reszta brała to, na co tylko miała ochotę. (Ja tym sposobem pozbyłam się całego kartonu, niepotrzebnych rzeczy! Tak, tak ta mała siateczka z Avonu z kolorówką i duża szmaciana torbą z Primarka z pielęgnacją były moje. Przyznać się, która co dorwała ? :P)

Ja zaopatrzyłam się w :

-Truskawkowy Carmex, może sprawdzi się lepiej niż wiśniowa wersja.
-Oriflame, odżywka w spreju chroniąca włosy przed słońcem
-Termalne błoto regenerująco-napinające
-Moja pierwsza maska WAX, wzięłam ją głównie dlatego, że na opakowaniu ma napisane, że pomaga na łupież, który pojawił się u mnie po szamponie Timotei ;/
-łososiowy cień z Marizy
-błyszczyk Etre Belle

oraz jak już ostatnio zapowiadałam mnóstwo lakierów, których pozbyć się chciała Kolorowy pieprz, nie dość, że świetna blogerka to jeszcze mega równa babka! I na dodatek, oddała mi takie cuda!


Na początek, z tego magicznego pudełeczka wybrałam sobie tylko kilka lakierów, z których każdy przykuł moją uwagę swoją niezwykłością :D


Na koniec spotkania jednak, Patrycja stwierdziła, że ona tych resztek nie zamierza brać ze sobą z powrotem do domu. Długo nie trzeba mnie było namawiać, wzięłam również to co zostało. Narzekać nie ma co, wypróbuję, a jeśli nie przypadną mi do gustu, pójdą dalej w świat.




Uff, to już koniec tej części. Następnym razem spodziewajcie się relacji giftowej. A później powrócę do normalnego trybu blogowania. Spodziewajcie się recenzji oraz swatchy lakierów, których od pewnego czasu na blogu nie było, a pod koniec kwietnia dwumiesięczny projekt denko oraz włosową aktualizację.





Pozdrawiam, i zapraszam do ankiety, która za moment pojawi się po prawej stronie bloga. Miłego dnia!







poniedziałek, 8 kwietnia 2013

139. RECENZJA : Essence, Trwała kredka do oczu, 15 bling bling - swatche

Hej, hej, czy u Was za oknem też tak pięknie ? Ja dzisiaj zrobiłam sobie wolne (wczorajsze spotkanie blogerek mnie wykończyło, ponad 20 bab gadających na raz to zdecydowanie za dużo :P) z planami na dłuższe spanie, a tu od samego świtu promienie słoneczka zaglądają mi do pokoju :) No nie mogłam nie wstać! Roznosi mnie energia i na wstępie porobiłam dla Was fotki produktów do zrecenzowania oraz nowości, a tych jest nie mało.

Dzisiaj jednak chciałam Wam przedstawić mały, niepozorny produkt, który okazał się strzałem w dziesiątkę ! Mianowicie jest to, jak tytuł mówi Trwała kredka do oczu z firmy Essence. Ja posiadam kolor 15 o nazwie bling bling. 


Kosmetyk ten, jak dla mnie ma same plusy.
Zaczynając od ceny, co akurat w przypadku tej firmy jest normalne - coś około 5 zł. Kończąc na trwałości - utrzymuje się nawet do 12 godzin. Poza tym dochodzi oczywiście plus za dostępność - drogerie Natura, Hebe, niezawodny internet. I dodatkowo forma kredki, czyli to że jest wysuwana, co ja preferuje. Jeśli chodzi o miękkość nie mam jej nic do zarzucenia, świetnie sprawdza się i na dolnej i na górnej powiece, a kolor jest tym, którego szukałam od dawna. Ni to brąz, ni karmel - idealny wręcz :)





Na dzisiaj tyle, zmykam zbierać słoneczko do worków, coby mieć trochę na zapas :P


Dzisiaj jednak nie zaproszę Was, jak zawsze do blogowej wyprzedaży, ponieważ wczoraj na spotkaniu pozbyłam się wszystkich kosmetyków! Nawet nie wiecie, jak mi lekko z tego powodu :)) Ja też co nieco skubnęłam, łasa byłam w szczególności na lakiery do paznokci i wczoraj wpadło mi z wymian i z giftów około 20 nowych sztuk! <3 Ale o tym niebawem :)) 




Miłego i słonecznego dnia! 





sobota, 6 kwietnia 2013

138. RECENZJA : Kolastyna, Serum przeciw rozstępom.

Dzień dobry wszystkim ;) Jak samopoczucie ? U mnie całkiem przyzwoicie, mimo że pogoda za oknem nie nastraja zbyt pozytywnie. Pociesza mnie myśl, że już jutro opolskie spotkanie blogerek! 

Jeśli chodzi o poprzednią notkę, to już czuje się zdecydowanie lepiej. Pozostał tylko problem ze słabszym słuchem. Wszystko wyjaśni się po kontroli.


Dzisiaj natomiast chciałabym Was zrecenzować mój pierwszy kosmetyk firmy Bielenda. Jak już kiedyś wspominałam mam problem z rozstępami. Co jakiś czas testuję nowe specyfiki na tą 'przypadłość'. Kiedyś już przedstawiłam Wam krem z AVONU (tutaj), a tym razem będzie to jak juz widać w tytule serum z Kolastyny.

Na sam początek skład dla dociekliwych :) 

A poniżej moja opinia w porównaniu z obietnicami producenta. Ale od początku. Za 200 ml produktu, zamkniętego w tubie zapłaciłam z tego co pamiętam coś około 7-8 zł w Drogerii Natura.

Butelka posiada otwarcie na tak zwany 'klik'. Bardzo łatwo wydobyć odpowiednią ilość, nic nam się nie wylewa i nie ma problemu z zamknięciem.


A co o samym działaniu ?

Producent mówi, iż po 4 tygodniach skóra jest bardziej elastyczna i sprężysta, istniejące rozstępy ulegają wygładzeniu, a składniki hamują powstawanie nowych. 

Zdecydowanie mogę się z tym zgodzić. Aplikuję odrobinę tego serum na brzuch, po każdej kąpieli i peelingu i skóra tam jest wyraźnie napięta jeszcze następnego dnia! Rozstępy, które szpeciły mój brzuch, były już co prawda wygładzone i rozjaśnione, bo wcześniej używałam kilka innych kosmetyków tego typu, ale ewidentnie mogę stwierdzić, że nic nowego się nie pojawiło. 

Konsystencja kosmetyku jest następująca : 
widać, że serum jest takie zbite i gęste, nic nie spływa, ani się nie rozlewa. Ma też dość przyjemny, nie drażniący zapach. 

Podsumowując :
+cena! 
+działanie
+butelka
+konsystencja
+dostępność

minusów jak dla mnie brak

Jednak po raz kolejny powtarzam, że bez ćwiczeń i odpowiedniej diety rozstępy od używania kremów same nie znikną. O piękne ciało należy walczyć i ja właśnie staram się to robić :) 


Jak zawsze już zapraszam na buszowanie po moich innych miejscach w sieci :


oraz




Życzę Wam miłego popołudnia i zapraszam już niebawem na kolejne notki. A pomysłów na nie mam coraz wiecej! :)) Buziaki!



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...