sobota, 28 czerwca 2014

206. Holenderskie zakupy (Kruidvat, DA, etos, Lidl)

Witam gorąco moi mili :) Na parę dni zniknęłam (nie z Instagrama, aż sama się dziwię, że jestem tam codziennie :D), ale już wracam do Was z nową porcją postów. Jak to końcem miesiąca bywa, czas na podsumowania. Dzisiaj coś, co ja wprost uwielbiam oglądać u innych czyli tzw. haul! Ale nie byle jaki :D Zakupy miesiąca postanowiłam podzielić na dwie części. Dzisiaj będziecie mogły zobaczyć co kupiłam przed powrotem z Holandii do Polski (co prawda, mogłam Wam to przedstawić około 2 tygodnie temu, ale część z tych cudeniek powędrowała do jednej z Was - Kocie :* i nie chciałam popsuć niespodzianki :)) Następnym razem natomiast, zobaczycie co udało mi się kupić w rodzimych drogeriach. A aby tradycji stało się zadość, na dniach będzie również PROJEKT DENKO oraz coś całkiem nowego, co chciałabym na stałe wprowadzić. Tak więc zaczynajmy :)


Całość zakupów, którą widzicie powyżej zakupiłam w ostatnim tygodniu mojego pobytu w NL. Wcześniej, rzadko co wpadało w moje łapki ponieważ miałam spore zapasy z Polski. Jednak coś tam kupiłam, a Wam pokazywałam to TUTAJTUTAJ.

Ale co dokładnie mieści się w koszyczku powyżej? Ciekawe? :D

TWARZ

Przeurocze pudełeczka zawierające po 5 sztuk maseczek do twarzy. Po lewej stronie były zapachy słooodkie, jak gorąca czy biała czekolada, a po prawej owocowe - mamy tutaj naprzykład truskawki ze śmietaną czy kiwi i pitaja (czyli smoczy owoc :D) i kiwi. Za każde pudełeczko przyszło mi zapłacić 4,99€


Dwie sztuki produktu do twarzy z firmy Essence, jest to coś na wzór podkładku/kremu BB. Udało mi się je dorwać na wyprzedaży i za jedną sztukę zabuliłam tylko 1 € :D. Spośród nich wyłania się pielęgnacyjna pomadka do ust o zapachu arbuza z firmy Labello czyli nasza Nivea. Pomadka ta kosztowała 1,89 €.

CIAŁO

Największa kategoria czyli pięlęgnacja ciała :)) Dwa balsamy pod prysznic z Nivea, początkowo zastanawiałam się czym się różnią oprócz koloru opakowania i po długich obserwacjach i namysłach wiem, że jeden z nich jest do normalnej, a jeden do suchej skóry. Koszt jednej sztuki to około 2€. Następnie balsam do ciała z firmy Palmers. Czytałam wiele dobrego o tych kosmetykach i już kiedyś (TUTAJ) wspominałam Wam, że chciałabym wypróbować wersję na rozstępy. To chyba jednak nie jest ten produkt, ale napewno się nie zmarnuje :P Jego koszt to bodajże niecałe 5€. Następnie widzicie dwa balsamy do ciała w spreju marki Vaseline. O tym, że zaopatrzyłam się w jeden z nich pisałam TUTAJ, a po kilku dniach sięgnęłam również po inną wersję zapachową, 'na zapas'. Koszt jednej sztuki, na promocji wynosił 3,69€.


Prawie ostatnimi już produktami są kosmetyki do kąpieli, lawendowy zestaw, w skład którego wchodzą : żel do ciałą, myjka oraz peeling. Jest to marka własna drogerii Kruidvat i tam też właśnie ten zestaw wpadł w moje łapki (wybaczcie, że przy reszcie produktów nie podawałam miejsca zakupu, ale kompletnie zapomniałam na co, gdzie się skusiłam. Koszt tego zestawu nie przekroczył 5 euro.

WŁOSY

Najmniejsza kategoria (jednak w Polsce bilans się wyrównał :P) czyli włosy. Do koszyka wpadła szczotka do włósów, na kształt Tangle Teezer (co ciekawe, to mój mężczyzna zaproponował zakup nowej, ponieważ moja stara szczotka była już...no w marnym stanie :P). Zapłaciliśmy za nią 7,99€, a w następnej drogerii dojrzeliśmy ten sam produkt o 2 € tańszy. Różniły je tylko kolory (moja jest różowo-czarna, tamta była cała czarna). I ostatnim już produktem, który przedstawię Wam dzisiaj jest lokówka. Coś za czym chodziłam od dawien dawna i jakoś nigdy nie umiałam trafić do kasy :P Zdarzały się sytuacje, że produkt miałam już w koszyku i po godzinie chodzenia po sklepie jednak go odkładałam :P To cudo udało mi się dorwać w...Lidlu i za lokówkę firmy Babyliss zapłaciłam tam 17,99€. Do wyboru były ten prostownice i suszarki. Efekty, jakie uzyskałam dzięki temu sprzętowi pokazywałam już na Instagramie i Facebooku.



Ufff, to tyle. Gratuluję tym, którzy dotrwali do końca. W nagrodę otrzymujecie...mój uśmiech :))
Zapraszam do śledzenia mnie na bieżąco, w mediach społecznościowych, gdzie można mnie dorwać częściej niż tutaj oraz do obserwacji bloga, dzięki czemu będziecie na bieżaco z nowo publkikowanymi postami :)








poniedziałek, 23 czerwca 2014

205. RECENZJA : Farmona, Jantar, Szampon z wyciągiem z bursztynu

Dzień dobry :) Na miły początek tygodnia, przychodzę do Was dzisiaj z recenzją :) Wspominałam już, że będzie ich w najbliższym czasie sporo? :D Bez zbędnych wstępów, bo pewnie jesteście ciekawe co mam do powiedzenia na temat tego preparatu, zapraszam Was na recenzję Bursztynowego szamponu Jantar z Farmony. Czy jest on tak samo kultowy jak wcierka? 


Skład : 
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamide DEA, Sodium Chloride, Cocamidopropyl Betaine, Amber Extract, Polysorbate-20, Retinyl Palmitate, Tocopherol, Linoleic Acid, PABA, Citric Acid, DMDM Hydantoin, Methylisothiazolinone, Methylchloroisothiazolino ne, Parfum, Limonene 

OPAKOWANIE 
Już na wstępie wielki minus. 300 ml produktu w dość twardej butelce, wykonanej z ciemnego plastiku. Da się przeżyć. Natomiast otwór, przez który dozujemy szampon to jakaś masakra... Nie miałam jeszcze sytuacji by udało mi się go nałożyć odpowiednią ilość, za każdym razem przez tą wielką dziurę, wylewa sie za dużo kosmetyku. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie.


ZAPACH
Ugh...jak dla mnie coś pomiędzy odświeżaczem toalety, a męskimi perfumami. No ale cóż, wyobraźmy sobie, że tak właśnie pachnie bursztyn :P

DZIAŁANIE
Być może byłabym skłonna wybaczyć mu poprzednie wady, jeśli w tym podpunkcie okazał się ok, ale niestety tak się nie dzieje. Szampon ten podobno ma : dzięki wyciągowi z bursztynu pielęgnować, wzmacniać i wygładzać włosy, równecześnie zapobiegać ich przetłuszczaniu się. Jako naturalny filtr słoneczny chronić przed szkodliwym działaniem środowiska. Po umyciu włosy stają się jedwabiste, miękkie, lśniące i podatne na układanie.Yhym, taa. Może frytki do tego. Po pierwsze, to punkt z przetłuszczaniem się to ściema. Ja po każdorazowym użyciu tego szamponu, miałam wrażenie niedokładnie spłukanej głowy, szczególnie na grzywce i końcówkach. Włosy jedwabiste i miękkie?! Już przy spłukiwaniu czuć w dotyku okropną twardość. BRRR!

KONSYSTENCJA/WYDAJNOŚĆ
Wolałabym go bardziej nie pogrążać, no ale co zrobię jak nic nie zrobię. Szampon, ma konsystencje wody. No dobra, może odrobinę żelowej wody. Jak widać poniżej, zanim zdążyłam zrobić zdjęcie zdążył on spłynąć po dłoni. Tak samo jest w trakcie kąpieli. Zanim moja dłoń dotrze głowy, połowy produktu już na niej nie ma. Produkt ten, zapewnia nam również nikłe ilości piany, ale ponoć w 'naturalnych' szamponach to normalne. Co do wydajności się nie wypowiem, mi wystarczył na długo, ale to tylko dlatego, że używałam go baaardzo rzadko, a w ostateczności końcówkę wylałam.


CENA
Tutaj być może plus, ale ja i nawet tyle bym za niego nie dała. Produkt ten można kupić za około 8-10 zł. Ja za swój, zapłaciłam 24,90(w zestawie z wcierką oraz mgiełką) więc całkiem niezły deal :P

DOSTĘPNOŚĆ
Do tej pory z produktem tym spotkałam się jedynie w internecie (allegro, apteki internetowe, portale aukcyjne) Nigdzie stacjonarnie go nie widziałam, ale to może dlatego, że się za nim nie rozglądałam. No bo po co, jak to bubel jest? 

PLUSY/MINUSY
+ BRAK!

-opakowanie
-zapach
-działanie
-konsystencja
-wydajność


Podsumowując - jak dla mnie dno i nic więcej. Jeden produkt nie jest w stanie na szczęście popsuć mojej opinii na temat firmy, ale uważam, że ten szampon to kula w kolano. Więcej sie nie wypowiem, bo szkoda moich słów, ale chętnie poczytam jakie Wy miałyście z nim przygody. Ja z pewnością nigdy więcej po niego nie sięgne i nikomu nie polece. 


To tyle na dzisiaj :) Udanego tygodnia moi drodzy, ja uciekam dalej szperać na allegro :))

Aaaa i pamiętajcie : FACEBOOK/INSTAGRAM/BAZAREK. 


czwartek, 19 czerwca 2014

204. RECENZJA : Perfecta MAMA, Normalizująca maseczka do twarzy, Biała glinka + bawełna

Dzień dobry Kochane! Mam nadzieję, że dane jest Wam dzisiaj cieszyć się z wolnego dnia :) Jak już kilkakrotnie zapowiadałam, na moim blogu niebawem nastąpi wysyp recenzji. Myślę, że mój plan już powoli się udaje bo to kolejna taka notka w ciągu ostatniego tygodnia. Mam mnóstw kosmetyków do opisania i na temat każdego mam coś Wam do powiedzenia ale nie zawsze czas i okoliczności są sprzyjające. No cóż, jednak pomińmy to marudzenie i przejdźmy to tego, po co się tutaj zebraliśmy :P Otóż dzisiaj na tapecie kosmetyk typowo dla kobiet w moim stanie. (7 miesiąc ciąży, córa będzie! :))

Jak po tytule widać, mamy tutaj normalizującą maseczkę do twarzy, oczyszczającą, która równie świetnie sprawdzi się u kobiet nie-ciężarnych. Wierzcie mi :)


Skład :
Aqua, Glyceryl Stearate, Steareth-25, Ceteth-20, Stearyl Alcohol, Kaolin, Zinc Oxide, Glycerin, Isopropyl Myristate,Gossypium Herbaceum Seed Oil, Propylene Glycol, Hydroxyethylcellulose, Cocos Nucifera Oil, Gardenia Tahitensis Flower Extract, Tocopherol, Carthamus Tinctorius Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Tocopheryl Acetate, Ascorbyl Palmitate, Linoleic Acid, Dimethicone, Methylisothiazolinone, Phenylpropanol, Parfum

OPAKOWANIE
Z racji tego, że jest to maseczka 1/2-razowego użytku mamy tutaj typową dla takich produktów saszetkę. Pastelowo-delikatna oprawa graficzna i mama z brzuszkiem są po prostu rozczulające :) Na opakowaniu zawarte są wszystkie potrzebne informacje na temat m.in. sposobu aplikacji czy działania. Rozwiązanie takie jest z pewnością niehigieniczne, możemy ewentualnie produkt, który zostaje po pierwszy użyciu, przelać do mniejszego opakowania. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.

ZAPACH
Boski! Po prostu boski! Zapach jest bardzo, bardzo delikatny, aczkolwiek wyczuwalny na tyle by używanie produktu było przyjemnością. Wyczuwam tam właśnie wspomnianą bawełnę, jest to po prostu pudrowy zapach, przywodzący na myśl...dzidziusia :)

DZIAŁANIE
Tutaj również duży plus, na opakowaniu przeczytamy : Maseczka zawiera białą glinkę i tlenek cynku, które oczyszczają i matują cerę oraz ograniczają pojawianie się zaskórników i wyprysków. Wyciągi z gardenii i bawełny nawilżają i wygładzają cerę. Ja zauważyłam przede wszystkim złagodzenie czerwonych niespodzianek, który w ostatnim miesiącu lubią się u mnie pojawić. Nie dość, że są one brzydkie to na dodatek jeszcze okropnie bolą! Po użyciu tej maseczki moja skóra jest ukojona a 'wulkany' uspokojone. To główny atut tego produktu, po który sięgam gdy moja twarz piecze/pali.

KONSYSTENCJA/WYDAJNOŚĆ
Jedno opakowanie, zawierające 10 ml kosmetyku, zdecydowanie wystarczy nam na 2-3 użycia. Konsystencja tego produktu, bardzo przypadła mi do gustu. Za sprawą białej glinki, przypomina ona trochę kredę do tablicy. Łatwo rozprowadza się po twarzy i nie spływa z niej.


CENA
Za saszetkę, w drogerii Rossmann zapłaciłam dokładnie 1,79. Na allegro udało mi się ją dojrzeć za 1 zł, jednak doliczając koszt wysyłki...same rozumiecie :) 

DOSTĘPNOŚĆ
Dotychczas widziałam ją jedynie w Rossmannie (i wspomnianym wyżej allegro) i to też nie zawsze była dostępna na półkach. Ostatnio na przykład w jej miejscu było pusto i Pani kazała mi podejść bliżej piątku. W Naturze nie udało mi się jej dorwać. Dajcie znać czy jest dostępna gdzieś jeszcze. Może hebe? Które bardzo lubię, a którego u mnie w mieście nie ma - natomiast jest w rodzinnej miejscowości mojego TŻ :D
Standardowo też, można ją kupić na stronie producenta.

PLUSY/MINUSY
+zapach
+działanie
+konsystencja
+cena jak na saszetkę

-słaba dostępność
-brak pełnowymiarowego opakowania


Podsumowując - produkt świetny i z pewnością będę po niego sięgała do końca ciąży, a nawet dłużej. Domyślam się, że inny kosmetyk, bez dopisku 'dla kobiet w ciąży' jednak o podobnym składzie mógłby działać podobnie, jednak dlaczego miałabym rezygnować z czegoś, co jest podobno stricte dla mnie? :D Kolejnym powodem, oprócz ciąży, dla którego wybrałam tą właśnie maseczkę jest to, że polubiłam się z białą glinką, co zauważyłam przy używaniu innego produktu, dlatego równie chętnie sięgnęłam po ten i używam go z przyjemnością. Nie robi grama krzywdy, ba! robi mnóóóstwo dobrego! Zdecydowanie polecam, nawet tym z Was, które nie noszą maleństwa w sobie, ale borykają się z problemami, z którymi ten produkt walczy.

Na dzisiaj to koniec, idę szykować się na grilla, a Was zapraszam na moje FACEBOOKOWE konto, gdzie czasami dzielę się moimi odczuciami dotyczącymi ciąży oraz INSTAGRAMOWY profil, gdzie jestem niemal codziennie.

Nie zapomnijcie też o zakładce BAZAREK, skąd zniknęło już kilka lakierów (ceny do 5zł), natomiast nadal dostępne są między innymi dwie paletki Sleek za 30 zł/komplet! Śpieszcie się :)




poniedziałek, 16 czerwca 2014

203. RECENZJA : Alverde, Naturalny balsam do ciała, Cytryna i sernik

Dzień dobry wszystkim :) Dzisiaj, kolejna recenzja i tak jak obiecywałam, na dniach pojawi się ich jeszcze więcej. Ponad to będziecie mogli zobaczyć moje kosmetyczne zakupy z Holandii, nie wytrzymam do końca miesiąca żeby je Wam pokazać :P Ale przechodząc do sedna, poniżej przeczytacie moją opinię dotyczącą jednego z dwóch kosmetyków Alverde, które posiadam. Ten okazał się całkiem przyzwoity, a o drugim (którego muszę niestety określić mianem NOT) przeczytacie niebawem. Dzisiaj mowa będzie o balsamie do ciała o cytrynowo-sernikowym zapachu. Zapraszam!


Skład : 
Aqua, Alcohol, Glycerin, Helianthus Annuus Seed Oil, Glyceryl Stearate Citrate, Glycine Soja Oil, Coco-Caprylate, Cetearyl Alcohol, Myristyl Myristate, Butyrospermum Parkii Butter, Xanthan Gum, Vanilla Planifolia Fruit Extract, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Parfum, Sodium Hydroxide, Alcohol, p-Anisic Acid, Limonene, Linalool

OPAKOWANIE
Prosta, minimalistyczna butelka, zawierająca 250 ml produktu. Całość zachowana jest w pastelowych barwach. Na przedniej naklejce widzimy obrazki mające nam przynosić na myśl 'sernik w ulubionej kawiarni' Z tyłu natomiast zawarte są wszystkie informacje o kosmetyku, takie jak skład czy obietnice producenta oraz zapewnienie, że jest to kosmetyk w 100% wegański. Butelka jest z dość twardego tworzywa, ja jednak nie mam problemu z wydostaniem kosmetyku ze środka. Zamykana na 'klik', nie trzeba się siłować z otwarciem, ale jest ono na tyle mocne, że w bagażu nic się nie wyleje.


ZAPACH
Zapach, no cóż. Jak dla mnie, to sernik to nie jest. Po otwarciu butelki, aromat jaki się z niej wydostaję jest moim zdaniem dość ostry i chemiczny, natomiast po rozsmarowaniu produktu na ciele możemy wyczuć delikatną...beze! Cytrynową oczywiście :) Po jakimś czasie jednak zapach ten całkowicie się ulatnia.

DZIAŁANIE
Kosmetyk ten, spełnia swoją rolę - czyli jak na balsam przystało, nawilżenie - bardzo dobrze. Zazwyczaj smaruje się nim tuż po kąpieli, a jeszcze następnego dnia mniej więcej do południa czuję jego działanie na swoim ciele. Jak dla mnie jest to wystarczające, jednak nie jest to jakieś łał i ulubieńcem ten produkt na pewno nie zostanie.

KONSYSTENCJA/WYDAJNOŚĆ
Moim zdaniem jest to bardziej mleczko niż balsam, jednak dość twardo rozsmarowuje się go na ciele. Kosmetyk szybko się wchłania i nie ma uczucia klejenia. Przy zbyt sporej ilości kosmetyku możemy zauważyć pozostające białe smugi. Wystarczy więc niewielka ilość produktu by posmarować nim nasze ciało, przez co jest dość wydajny. Myślę, że przy stosowaniu raz dziennie wystarczy nam nawet na więcej niż miesiąc! 



CENA
Jak wiadomo kosmetyki tej marki nie są zbyt drogie. One są bardzo, bardzo tanie! Ja niestety nie pamiętam ile zapłaciłam za swój egzemplarz, jednak za całość zakupów, które pokazywałam TUTAJ zapłaciłam 18 eurasków. Produkt ten dostępny jest na polskich stronach aukcyjnych czy internetowych drogeriach już od 10 zł.

DOSTĘPNOŚĆ
Tutaj ogromny minus, ponieważ firma ta dostępna jest jedynie w drogeriach DM, o ile się nie mylę, której w naszym pięknym kraju nie ma. Jednak tak jak wyżej napisałam, bez problemu dorwiemy go przez internet.

PLUSY/MINUSY
+wydajność
+cena
+działanie
+wchłanianie
+skład!

-dostępność

+/- zapach

Podsumowując - godny polecenia produkt, jednak ja na kolejną butelkę się nie skuszę. Kosmetyki alverde kuszą głównie składami, na które zbytnio uwagi nie zwracam oraz zapachami, które mogę dostać w innych produktach i to niejednokrotnie lepszych.



Na dzisiaj to wszystko, standardowo zapraszam Was na mojego INSTAGRAMA oraz FACEBOOKA gdzie piszę, jak przygotowuję się do przywitania na świecie mojego maluszka i o tym, jak znoszę ciążę. 

Nie zapomnijcie też o zakładce BAZAREK, skąd zniknęło już kilka lakierów (ceny do 5zł), natomiast dostępne są dwie paletki Sleek za 30 zł/komplet! Śpieszcie się :)

Miłego dnia i zapraszam wkrótce ;) 


niedziela, 8 czerwca 2014

202. PROJEKT DENKO : Zużycia maja

Dzieeeeeń dobry! :) A raczej witajcie wieczorową porą :) Dzisiaj przyszła pora na post, który powinien pojawić się już jakiś tydzień temu. I od tamtego czasu jeszcze kilka kolejnych. No ale wiecie jak to jest, prawda? :P Żaliłam się rano na facebooku TUTAJ, że jak przychodzi pora na robienie zdjęć to pogoda za oknem jest do bani. I wiecie co? Kiedy ja już się nagimnastykowałam, żeby zdjęcia jako takie wyszły to razem z ich zakończeniem na niebo wyszło słońce! Nosz wrrrr! 



Dobra dość narzekania. Pokażę Wam post, którego na moim blogu próżno było szukać od jakiś 6 miesięcy. Zresztą w ogóle mało mnie tu było... Kosmetyki co prawda używałam, ale z mniejszą częstotliwością oraz brakiem możliwości dokumentowania tego. Aż w końcu w ubiegłym miesiącu zawzięłam się i coś na to poradziłam. Mam nadzieję, że uda mi się to ponownie wraz z nadejściem kolejnych miesięcy, chociaż wiadomo, że przy dzieciątku (już w sierpniu) znów będę ograniczona czasowo.


Powyżej widzicie całą gromadkę, niezbyt pokaźna ilość i w większości kosmetyki podstawowe.
Dokładniej są to :

*Dove, Żel do ciała, Masło Shea i Wanilia
*Palmolive, Żel do ciała, Aroma Therapy, Happyful
*Avon Naturals, Szampon i odżywka 2w1, Morela i masło shea (to już chyba moja 10 butelka! ciekawe opinii?)
*Intimea, Emulsja do higieny intymnej



*Farmona, Sweet Secret, Szarlotkowy peeling do ciała
*Farmona, Sweet Secret, Szarlotkowe masło do ciała (pojawi się recenzja; kosmetyk ten mnie po prostu zmasakrował!)
*Avon Planet Spa, Odżywczy krem do rąk, stóp i łokci z masłem shea
*Avon Planet Spa, Odżywczy scrub do rąk i stóp z masłem shea
*Balea, krem do rąk, owoce leśne


*Avon, Puder prasowany 'Idealny kolor', odcień Fair
*Sensique, Róż z limitowanki z 2012, 02 summer blush (jego historię poznacie TUTAJ)



PODSUMOWUJĄC
11 produktów + 0 saszetek (nie recenzowałam JESZCZE żadnego z nich, ale poprawię się niebawem :))

Dla tych, którzy jeszcze nie znają moich oznaczeń, przedstawiam legendę : 
NEGATYWNE - nie kupię ponownie, bubel.
NEUTRALNE - całkiem w porządku, jednak szukam dalej.
POZYTYWNE - prawdopodobnie jeszcze u mnie zagości.
ULUBIENIEC! - nic więcej dodawać nie trzeba ;)


Jak widać powyżej, teoretycznie zwolniło się miejsce na 11 nowych produktów, ale ja nadrobiłam to tylko 2 sztukami! Oba to kosmetyki do ciała. Ten drugi nie wpadłby w moje rączki gdyby nie mój ukochany miś <3, który dzielnie popędził do drogerii gdy mnie męczyła choroba. Zaopatrzyłam się w :

*OLAZ (chyba odpowiednik polskiego OLAY) balsam do ciała, nadający delikatną opaleniznę, 1,49 €
*Vaseline, Balsam do ciała w spreju (zapragnęłam go mieć jak zobaczyłam na blogu nissiax83, w tym miesiącu wpadł też inny wariant zapachowy) 3,69 € (promocja!)



W tym miesiącu natomiast już troszkę poszalałam, ponieważ to moje ostatnie dni w kraju tulipanów i staram się zaopatrywać w rzeczy, których u nas nie ma/są droższe lub ciężej dostępne. Ale też nie przesadzam, bo wiadomo, że to polskie kosmetyki są najlepsze ;) 

Na dzisiaj to koniec, ja lecę napisać kolejny post, a Was zapraszam ponownie za jakiś czas :)
Nie zapominajcie, że można mnie znaleść na fb i instagramie (odnośniki po lewej stronie bloga) oraz o blogowej zakładce SPRZEDAŻ/WYMIANA, gdzie sporo się ostatnio dzieje :) 



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...